MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
O czym mówią kaliskie błota

Zacznę od słowa „dziś”. Otóż jeszcze dziś, jakąkolwiek drogą nie podążać do leżącego pomiędzy trzema jeziorami centrum Kalisza Pomorskiego, zawsze idzie się tam jak na wyspę, bo ulice, na podmiejskich odcinkach, przypominają groble biegnące przez podmokłe łąki lub trudne do przebycia mokradła. Na tyle, że trudno to sobie nawet wyobrazić, bez zaryzykowania spaceru po tych trzęsawiskach. Na co dzień właściwie niezauważalnych, bo raz, że przysłoniętych domami i drzewami, a dwa, po co tam się pchać?

 

 Chyba nikt nie odgadnie gdzie wykonałem to zdjęcie. Dla mnie pamiętne, gdyż tu wpadłem w bagno do bioder i ledwie się z tej cuchnącej zgnilizną mazi  wykaraskałem, a szedłem wzdłuż Drawicy, co by nie powiedzieć w mieście Kaliszu Pomorskim – pomiędzy ul. Koszalińską a ul. Błonie Kaszubskie.

  

 

Tkwiąc w błotnistym ohydztwie, trzymałem nad głową aparat fotograficzny i ryzykując pogrążenie się w tej topieli, uwieczniłem najpierw obserwowane

widoki. Pierwszy na ul. Koszalińską (czerwony dach kamienicy za drzewami), a drugi na ul. Błonie Kaszubskie (tył tzw. domu nauczyciela). I nie miałem najmniejszej wątpliwości, że kiedyś, między nimi, musiało być wcale głębokie jezioro. Za ul. Drawską połączone z jeziorem Młyńskim, a w kierunku przeciwnym ciągnące się gdzieś w stronę Giżyna. Jak bardzo się nie myliłem, przeczytamy dalej.

 

Teraz, w spodniach umazanych błotem, i po takim chrzcie w pokonywaniu mokradeł, postanowiłem odwiedzić drugie „miejskie” bagno, o którym nie miałem dotąd pojęcia jak jest rozległe i głębokie. Ten spacer też zaczął się niewinnie. Od miejsca widocznego na tej fotografii, gdzie do Drawicy wpływa mały potok. Jego ujście znajdziemy idąc na Nowy Cmentarz ul. Strzelecką (od strony Starego Cmentarza), i zaraz za mostem skręcając w lewo. Tam, gdzie zachowało się kilka wielkich jabłoni poniemieckiego sadu.

 

Potok wpadający do Drawicy, ledwie ominie wzniesienie, na którym usytuowano Nowy Cmentarz (przygotowano go już przed II wojną) - rozlewa się w porośnięte kępami drzew bagnisko. Bardzo niebezpieczne. Do pokonania tylko z dwiema długimi kłodami, jakie układałem w charakterze kładek pomiędzy olchami sterczącymi nad topielą. Dzięki temu, po dwugodzinnej mordędze, zdołałem dotrzeć na koniec ul. Szczecińskiej (przy stacji benzynowej i motelu), bez kolejnej kąpieli w błocie.

 

Od tamtej strony, czyli końca ul. Szczecińskiej, bagnisko wygląda niewinnie (na fotografii mokradła ciągną się po lewej, a po prawej widać zabudowę ul. Szczecińskiej w stronę miasta). Ale doprawdy można tu urządzać prawdziwe lekcje przetrwania. Odległości od kolejnych kęp drzew sięgają czasem nawet kilku metrów. A woda pomiędzy nimi ma kolor czarny i bulgocze gazami wydobywającymi się z błota. Sceneria iście jak w amazońskiej dżungli, chociaż wciąż słychać szum aut jadących drogą krajową nr 10, głośniejsze rozmowy na cmentarzu czy warczące piły robotników leśnych.

 

Widać, że koniec ul. Szczecińskiej, stanowi wyraźną groblę usypaną pomiędzy dwoma obniżeniami terenu, czyli niecki dawnego jeziora. Właśnie z tego powodu droga z Kalisza Pomorskiego do Recza została wybudowana znacznie później niż droga do Drawna, bo dopiero w końcu lat 20. Była też drogą krajową, ale za czasów niemieckich nosiła numer 104.

 

Na fragmencie tej ciekawej mapki z przedwojennego wydania „Conti-Atlasu”, zaznaczono właśnie, że odcinek drogi pomiędzy Reczem (Reetz) a Kaliszem Pomorskim (Kallies) był w budowie (im Bau). Do Recza trzeba więc było jechać przez Drawno (Neuwedell). Długo po wojnie układ ulic miasteczka preferował kierunek na Dużą Stację i Drawno, gdyż ul. Wolności płynnie przechodziła w ul. Dworcową. Natomiast do Szczecina trzeba było ostro skręcić w prawo za dawnym kinem Kalina. Teraz skręca się tak, jadąc do ul. Strzeleckiej na Nowy Cmentarz lub do ślepej części ul. Szczecińskiej.

 

Z końca ul. Szczecińskiej warto jeszcze popatrzeć w stronę ul. Dworcowej i stojących tam bloków. Środkiem tej rozległej doliny płynie nasza Drawica i ongiś wypełniała ją woda. Czyli wielkie jezioro mogło się rozciągać w tę stronę długą na kilka kilometrów zatoką, aż po Mąkowary.

 

Po tej długiej zatoce, tak charakterystycznej dla jezior polodowcowych, zostało obecne jezioro Lasek (na zdjęciu) oraz stawy na trasie rzeki. Teraz sztucznie spiętrzane. Przed II wojną też, bo napędzały młyny i tartaki. Duży młyn stał przy dzisiejszym nadleśnictwie (Neu Walkmühle). A największy (Gutsdorfermühle) przy wiadukcie kolejowym nad Drawicą na trasie do Stargardu, niedaleko Cybowa (Gutsdorf).

 

Trzecie miejskie trzęsawisko mamy w samym centrum Kalisza Pomorskiego, pomiędzy Pałacem (czyli ul. Wolności) a ul. Strzelecką. To prawdziwy rezerwat bagiennej flory i fauny, łączący się z jeziorem Młyńskim poprzez mokradła (dziś ogródki działkowe), ograniczone ul. Strzelecką i biegnącą na tym odcinku po grobli - ul. Suchowską. Od Pałacu, w kierunku Nowego Cmentarza prowadzi przez to bagno, wśród trzcin, spacerowy chodnik i długi most (na zdjęciu).

 

Inne podmokłe tereny rozciągają się wzdłuż kanałów łączących jezioro Młyńskie z jeziorem Bobrowo Małe oraz te ostatnie z Bobrowem Wielkim. A zatokę Bobrowa Wielkiego od strony Małej Stacji dzieli od doliny Drawicy (przy Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury) zaledwie 250 m. I biegną tędy, też po wyraźnie usypanych groblach, ul. Janowiecka i ul. Dworcowa. Pomiędzy nimi stoi market kaliskiej Biedronki, i mało kto pamięta, że jeszcze nie tak dawno był tu ogromny dół, ze stawem (czyli resztką jeziora) pośrodku. Dodatkowo ul. Świerczewskiego na odcinku pomiędzy ul. Rybacką a ul Drawską również biegnie po nasypie. Podobnie jak oba końce ul. Mickiewicza: na odcinku od ul. Rybackiej do ul. Piaskowej i z drugiej strony, od ul. Toruńskiej do ul. Wschodniej. Wszystkie te bagniste miejsca zaznaczyłem na współczesnej mapie miasta.

 

Mieszkając w dzieciństwie w kamienicy przy ul. Świerczewskiego 31, sam pamiętam jak Bobrowo Małe zalewało wiosną łąki za pawilonami handlowymi przy tej ulicy. Natomiast jezioro Młyńskie podchodziło pod nasz dom od tyłu. Obrazuje to doskonale ta przedwojenna pocztówka, pokazująca ul. Świerczewskiego od strony Drawskiej Góry. Widoczna na niej drewniana wieża, stała tuż za parkingiem przy czerwonym transformatorze (już go rozebrano) i służyła strażakom do ćwiczeń. Fundamenty, jakie po niej zostały, leżały w moim ogródku, należącym teraz do rodziny Bejnarowiczów. Transformatora jeszcze na tym zdjęciu nie ma, co znaczy, iż wykonano je przed rokiem 1924, kiedy ukończono elektryfikację miasta. Nie ma także mojej kamienicy, w jej miejscu stoi parterowa chałupa. Co więcej, nie ma również, biegnącej dziś nad brzegiem jeziora Młyńskiego, ul. Krętej (dawniej Adolf Hitler Ufer, czyli Wybrzeże Adolfa Hitlera, przy którym ustawiono mu nawet kamienny pomnik).

 

Natomiast bagna między Nowym Cmentarzem a końcem ul. Szczecińskiej pokazuje mapa z lat dwudziestych XX wieku (droga nr 104 biegnie jeszcze z Kalisza Pomorskiego do Recza przez Drawno, a nie przez Żółwino). Zaznaczono, iż w tym obniżeniu jest staw, czyli resztka jeziora. Widać też łączące się z nimi mokradła – od zachodu przy jeziorze Lasek, a od wschodu – przy jeziorze Młyńskim.

 

Co z tego przeglądu kaliskich bagien i mokradeł wynika? To mianowicie, że dawno temu nasze miasto mogło leżeć na wyspie (albo półwyspie) wielkiego jeziora, któremu stopniowo wydzierano grunty budując groble i kanały obniżające poziom wód. Prace te przybrały na sile zwłaszcza po roku 1866, kiedy w Kaliszu Pomorskim powstała spółka melioracyjna, osuszająca pola i łąki wokół miasta. Rozumiem, że teza o jednym, wielkim jeziorze brzmi dzisiaj nieco fantastycznie, ale na jej poparcie możemy znaleźć szereg historycznych dowodów.

 

Popatrzmy na pierwszy dowód. Oto mapa Pomorza z roku 1688. Poszczególne miasta są na niej względem siebie nieco poprzesuwane. A sama Drawa wprawdzie płynie przez Złocieniec (Falckenborg), ale omija Drawsko (Dramburg), kierując się wprost do Kalisza Pomorskiego (Kalis), a stąd do Drawna (Nienwedel). Nas interesują jednak głównie jeziora. Kalis, jak zaznaczono wyraźnie, leży nad takim wielkim, jednym jeziorem od strony północnej. Oczywiście, że w tamtych czasach kartografowie mogli się mylić co do wzajemnego położenia miast. Ale wiadomości o tym, które nad jakim jeziorem leży, były raczej pewne. Skoro nie zaznaczono jezior przy Drawnie, uznając je za zbyt małe, to jezioro przy Kaliszu Pomorskim musiało być ogromne. Według proporcji tej mapy mające wielkość połowy jeziora Drawskiego.

 

Drugi dowód to mapa powiatu drawskiego z roku 1791. Kalisz Pomorski (wówczas nazywany Callies) otaczają na niej dwa jeziora. Jedno od południa (połączone Bobrowo Wielkie i Bobrowo Małe) oraz jedno od północy, czyli jezioro Młyńskie. Na tej mapie ma ono rozmiar przynajmniej dwa razy większy od jeziora leżącego na południe od miasta. Z tym, że jest skierowane w kierunku Jasnopola (Klahrphul), czyli tam gdzie wznosi się wysoko pasmo wzgórz (Klickenberge oraz Russenberge). Tymczasem to jezioro,  ze względu na ukształtowanie terenu, mogło ciągnąć się jedynie w dół koryta Drawicy, w kierunku Cybowa, lub też w górę nurtu Drawicy, w kierunku Giżyna.

 

Tylko pozornie jest w niezgodzie z pierwszym dowodem powszechnie znany miedzioryt  Mathiasa Meriana z roku 1652. Bo pokazane tu jezioro, leżące na południe od miasta, mogło być wówczas tylko zatoką leżącego po stronie północnej dużego jeziora. Panorama Calies (jak wówczas pisano), sporządzona z natury właśnie od strony południowej, przedstawia niewielkie miasto otoczone murem obronnym z dwiema bramami. Pierwsza (Recka), ze zwodzonym mostem, strzegła wjazdu tuż obok Pałacu. Należy sądzić, iż ten zwodzony most przerzucono nad fosą łączącą zatokę z głównym jeziorem po przeciwnej stronie rezydencji. Na dzisiejszym planie miasta bramę Recką, prowadzącą w kierunku Recza, trzeba umiejscowić na skrzyżowaniu ul. Wolności z ul. Pocztową (czyli tuż przed wejściem głównym do kaliskiego Liceum). Zresztą ul. Pocztowa nazywała się wcześniej Thorstrasse, czyli ul. Bramna.

 

Natomiast druga, wysoka brama (Kamienna) sterczy nieco na prawo od potężnej bryły kościoła i widać, że prowadzi wprost na łąki i pola, między domy podgrodzia. Przez Calies kursuje regularnie poczta królewska z Berlina do Królewca, uruchomiona na tej trasie w 1649 roku. Do Berlina - przez bramę Recką, do Królewca - przez bramę Kamienna. Gdzie się podział półwysep, wycelowany w kościół i wrzynający się w jezioro (jedno, a nie dwa), oddzielające miasto od rysownika? Co to za łąki rozciągające się nad brzegiem jeziora na prawo od bramy Kamiennej?

 

Częściową odpowiedź da spojrzenie na przedwojenną pocztówkę, przedstawiającą Kallies z połowy lat 20. Na niej Pałac zasłania czerwona szkoła, a kościół zasłaniają nieco drzewa, ale samo ujęcie panoramy jest identyczne. I choć dzielą je blisko trzy wieki, widać jeszcze zapadnięty teren podmokłych łąk pomiędzy jeziorem Bobrowo Wielkie (z lewej) i Bobrowo Małe (z prawej). Co świadczy, iż kiedyś były połączone jak na sztychu Meriana. Zaś odzwierciedlony  na nim cypel przedłużono w kierunku miasta, usypując groblę. Został więc skryty pod wybudowaną dopiero w roku 1936, ul. Mickiewicza.

 

Zdjęcie zamieszczone na starej pocztówce zrobiono ze wzgórza nad plażą. I w tym samym miejscu stał zapewne ze szkicownikiem rysownik. Dziś mógłby stać na balkonie apartamentu w motelu Arcus, od strony centrum miasta. Ale cały widok stamtąd – jak widać na współczesnej fotografii - niestety zasłaniają drzewa.

 

Pocztówka nie obejmuje wprawdzie wzgórza przed zamkiem, z jego lewej strony, ale wiadomo, iż ono tam jest. W latach późniejszych powstał na nim Stary Cmentarz, a ogrody urządzono pomiędzy jeziorem a Gartenstrasse, czyli ul. Ogrodową. Za to po stronie prawej można dostrzec podmokłe tereny między Bobrowem Małym a ul. Rybacką i fragmentem ul. Świerczewskiego.

 

Wśród nich jest, jak pozostało i teraz, niewielkie wzniesienie na końcu ul. Krzywoustego (od strony Małego Bobrowa), zwanej dawniej na tym odcinku Priesterwerder. Uliczka ta prowadziła bowiem na wyspę wśród bagien, należącą od wieków do miejscowej parafii. To zdjęcie zrobiłem z Priesterwerder w stronę plebanii.

 

Z kolei w zgodzie z dowodem pierwszym, czyli mapą z roku 1688, a także dowodem drugim (mapą z roku 1791) oraz miedziorytem Meriana, jest inny miedzioryt, wykonany w roku 1715 przez Daniela Petzolda. Panoramę jakże odmienionego miasta oglądał od strony północnej. Dlatego to, co Merian widział z lewej strony, tu mamy z prawej (bramę Recką i ruiny zamku). Jedynie kościół nieodmiennie tkwi pośrodku i także oddziela go od rysownika jezioro. Tyle, że to nie Bobrowo a jezioro Młyńskie, przedzielone groblą i mające wyspę Schloss Werder. A za nią jest brama Kamienna, z której drogi prowadzą do Drawska, Mirosławca i Białego Zdroju.

 

Można z dużym prawdopodobieństwem ustalić, iż Brama Kamienna stała na początkowym odcinku ul. Świerczewskiego, przy skrzyżowaniu z ul. Św. Wojciecha (mniej więcej w miejscu zielonej tablicy drogowej na tym zdjęciu). Długie lata był tam mały plac z ręczną, publiczną pompą, przed rokiem 1945 zwany Ziegenmarkt (Kozi Rynek).

 

Pomiędzy jednym widokiem Calies a drugim wydarzyło się wiele. Miasto dwukrotnie spłonęło: podczas wielkiego pożaru w roku 1683 i drugiego w roku 1709. Rozebrane mury obronne wykorzystano do budowy domów. Kościół przetrwał a zamek legł w ruinie. Liczba mieszkańców nie sięgała nawet 800. Znowu stawiamy pytania: co to za grobla? Co to za wyspa? Co to za jeziora rysujące się za miastem z obu jego stron?

 

Odpowiedź pomoże znaleźć ta widokówka. Tym razem z roku 1899, pokazująca rozległe łąki pomiędzy dzisiejszą ul. Strzelecką a pierwszymi domami ówczesnej ulicy Mühlendamm. Droga biegnąca groblą to ul. Suchowska. Natomiast wyspa Schloss Werder (na lewo od grobli) zamieniła się w półwysep, na którym widać dopiero jeden budynek, a wkrótce powstanie tam ich kilka, by pomieścić restaurację Schlosswall oraz jej taneczno-koncertowe zaplecze.

 

Natomiast patrząc na tę pocztówkę (panorama Kallies końca lat 20. XX w., z lotu ptaka), łatwo sobie wyobrazić rozległość jeziora Bobrowo i jeziora Młyńskiego, zanim je poprzedzielano i częściowo osuszono. A wcześniej, przed usypaniem grobli jaką biegnie w końcowym odcinku ul. Świerczewskiego (przed skrzyżowaniem z ul. Drawską), może nawet było to jedno wielkie jezioro.

 

Ten wąski przesmyk dzisiejszej ul. Świerczewskiego przy mostku na kanale, znakomicie pokazał na swoim miedziorycie Daniel Petzold (lewy brzeg sztychu). Bo oprócz jeziora Młyńskiego i miasta, zaznaczył także (na dalszym planie) krańce rozległego jeziora Bobrowo.

 

Gdyby obaj rysownicy pracowali jednocześnie, to mając lunety, jeden by widział drugiego. Merian stał bowiem na wzgórzach Güntersberge (nad plażą) a Petzold na wzgórzach Knickenberge (nad ul. Suchowską). Te miejsca, z jakich patrzyli na miasto, i jak szeroką panoramę uwiecznili na swoich sztychach (ich kąty widzenia ograniczają strzałki), pokażmy teraz na mapie Kallies.

 

Co dziś widać z miejsca, gdzie stał Mathias Merian, już prezentowałem. Teraz zobaczmy współczesne  zdjęcie panoramy Kalisza Pomorskiego z okolicy miejsca, w którym stał Daniel Petzold. Także nie widać nic prócz drzew i tej wielkiej ostrzegawczej tablicy. Rysownik stał wyżej, na pierwszym wzgórzu po lewej stronie jadąc do Suchowa, czyli nad ul. Suchowską. Ale stamtąd wszystko zasłaniają gęsto rosnące sosny. A jeszcze sto lat temu stała tam wieża widokowa, której betonowe fundamenty  bez trudu odnajdziemy na szczycie.

 

Wróćmy do mapy okolic Kalisza Pomorskiego, tym razem z roku 1935. Dokładnie tu zaznaczono rzeźbę terenu w kierunku Giżyna (Giessen) i Łowicza Wałeckiego (Alt Lobitz). Widać zatem bagniska oraz miejsca gdzie z nich wydobywano torf (przy ul. Koszalińskiej i na końcu ul. Gdańskiej). Zaznaczono też wzniesienie zwane Cargenwerder, czyli wyspą Cargen, z jednej strony oblaną wodami stawu Cargen.

 

Gdyby zapełnić te obniżenia terenu wodą z Drawicy, która wypływa z jeziora Giżyńskiego, oraz ze źródeł podziemnych (a te są na naszych terenach bardzo wydajne, gdyż przykładowo wyłącznie one zasilają Bobrowo Wielkie) - to nowe (stare?) jezioro ciągnęło by się od drogi krajowej nr 10 przy Pruszczu, aż po jezioro Młyńskie.  Zobaczmy jak to by wyglądało na współczesnej mapie (teren zalany oznaczyłem żółtymi kreskami).

 

A jak ta teoria wygląda w terenie? By to sprawdzić udałem się na kolejne, już czwarte, kaliskie mokradła. I chodząc po nich cały dzień, pomiędzy ul. Młyńską a ul. Gdańską, pomiędzy rozrzuconymi domami Krężna, Skotnik i Pruszcza - sam doświadczyłem tego, iż są najgłębsze oraz najbardziej rozległe. Poprzecinane Drawicą i jej bocznymi dopływami, płynącymi w tak prostych korytach, że od razu widać, iż zostały wykopane z niemiecką dokładnością "pod sznurek" podczas osuszania jeziora. Wystarczy zresztą spojrzeć w Internecie na obraz satelitarny tych okolic. Ale najlepiej pospacerować po dawnym dnie - wśród stawów i bagnisk, by nie mieć wątpliwości o czym mówią nam te wszystkie kaliskie błota.

 

 

Bogumił Kurylczyk